Legenda o Złotnem i Homrzyskach

W gęstych borach pełnych dzikiego zwierza, niedaleko od Starego i Nowego Sącza, w dolinie rzeki Kamienicy, znajdowała się skromna osada. Jej mieszkańcy wiedli spokojne życie, zajmując się swoimi sprawami, aż do czasu, gdy ten kawałek ziemi otrzymał od króla dzielny rycerz Złotek. Król nagrodził go w ten sposób za dobrze wypełnioną misję. Osada znajdująca się na ziemiach Złotka nie miała nazwy, a może tylko nikt jej nie pamięta. Rycerz, wbrew swemu przezwisku był ubogi i wciąż marzył, że kiedyś się wzbogaci. Ciekawie nasłuchiwał ludowych opowieści, które krążyły w okolicy, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jedna z miejscowych legend głosiła, że wysoko w górach ukryty jest skarb, którego nikt nie znalazł dotychczas.

Wioskowa staruszka opowiedziała rycerzowi, że - jak mówiła jej kiedyś babka – skarb został umieszczony wśród gąszczy leśnych, w kamiennej grocie porośniętej mchem. Od tej pory Złotek nie mógł spać spokojnie. Wędrował z psami po lasach, daremnie wypatrując tajemnicze groty. Wracał zawsze z niczym. W końcu postanowił, że uda się na poszukiwania z mieszkańcami osady. Zwołał ich do siebie, do strażnicy leżącej przy drodze na Czechy i na Nowy Sącz (która jeszcze wówczas nie nosiła nazwy Nawojowa lecz strażnica Nawojowa) i ogłosił, iż rozpoczyna poszukiwania skarbu.

Każdy mieszkaniec okolicznych osad, który jest zdrowy, musi wziąć w nich udział. Ci, którzy pomogą w odnalezieniu bogactw, zostaną sowicie nagrodzeni. Zgłosiło się wielu śmiałków, którzy – podobnie jak rycerz – pragnęli się wzbogacić i jeszcze w dodatku przeżyć przygodę. Złotek wyposażył ich w łopaty, kilofy i wszelki potrzebny sprzęt.

Wyruszyli w górę bystrego potoku biegnącego przez osadę i skierowali się wyżej, w największe gęstwiny. Tam, ku swemu zdziwieniu spotkali mieszkańców malutkiej osady. Ludzie ci – dobrzy i gościnni – nic nie wiedzieli o skarbach, albo też nie chcieli o nich mówić. Przyłączyli się jednak do poszukiwań. Niestety skarbu nie udało się odnaleźć. Wieczorami kryli się w chatach, przy ognisku, drżąc ze strachu na każdy szelest.

Wierzyli bowiem, że skarbu pilnuje trzech olbrzymów: Grzybierz, Korek i Okruch, odwiecznych mieszkańców tych puszcz. Rycerz rozkazał wyciąć część drzew i zbudować drogę. Wykonano jego polecenie. Mijały dnie, tygodnie, miesiące, a w końcu i lata, a skarbu nikomu nie udało się znaleźć. Wielu ludzi to zniechęciło, więc wycofywali się ukradkiem i wracali do swoich domów. Rycerz także stracił już zapał i nadzieję, postarzał się i zmęczył.

Wreszcie wydawało się, że długie poszukiwania jednak coś przyniosły: w głębi lasów odnaleziono tajemnicze, sięgające głęboko w ziemię jakby jaskinie, wykopane ludzką ręka. Wróciła nadzieja w serca Złotka i jego pomocników. Zaczęli z zapałem kopać, ale wielkie było ich rozczarowanie, gdy z głębi ziemi udało się wydobyć tylko brudne grudy czegoś, co jeden z drwali rozpoznał jako rudę żelaza.

I na cóż nam żelazo? " - mówili. - " Szukamy złota, nie pospolitego metalu."

Znaczenie tego odkrycia zrozumiał jednak rycerz Złotek. Przecież jego broń i zbroja były zrobione z żelaza. Mieszkający w leśnej chatynce stuletni staruszek opowiedział Złotkowi, że przed wiekami żyli tutaj wędrowni myśliwi i oni właśnie wydobywali z ziemi rudy żelaza. Wytapiali je później , w piecach zwanych homrami i sporządzali broń.

Potem opuścili te strony i już nie wrócili. Wtedy rycerz zrozumiał, że odnalazł skarb – nie złoto, klejnoty, lecz rudy żelaza. Pojął także, iż drugim bogactwem tej ziemi są wielkie lasy pełne zwierzyny i cennych gatunków drzew, potoki, w których gęsto od ryb, łąki górskie, porosłe ziołami, dobrymi na różne choroby.

Był już jednak stary i nie zdążył nacieszyć się tymi skarbami. Zmarł nagle i został pochowany w podziemiach małego kościółka, koło swojej strażnicy. Pamięć o nim zachowała się do dziś w nazwie wsi, od jego imienia nazwanej Złotne. Miejsca, gdzie powstały piece do wytapiania żelaza, stały się wsią, do dziś znaną jako Homrzyska. Płynący przez wieś potok Homerka, także upamiętnia tamte czasy.

Minęły setki lat, lecz nazwy pozostały. Niektórzy mówią, że także rycerz Złotek pozostał w swoich dobrach. Jego duch został zamieniony w orła, którego czasami można ujrzeć krążącego na niebie. Niekiedy orzeł wydaje przeraźliwy krzyk, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę ludzi i powiedzieć im:

"To moja ziemia, opiekujcie się nią dobrze..."

Droga na Złotne wykarczowana przez tutejszych ludzi na rozkaz rycerza, także zachowała się do dzisiaj; chodzimy nią do szkoły, jedziemy do Frycowej i Nawojowej. Przed wiekami była wąskim, pełnym wybojów bitym traktem – teraz jest wygodna, szeroka, wyłożona asfaltem. Podobni do swych przodków są także mieszkańcy tych okolic: gościnni, pracowici i dzielni.
Urszula Kantor /kl.VI/